Równie hipnotyzujące jak ich pocałunki na końcu wybiegu są ich konta na Instagramie, na których znajdują się m.in niezliczone filmy treningowe i spocone selfie po treningu.
Jasne, łatwo jest spojrzeć na te zdjęcia i od razu odrzucić przygotowania do pokazu mody VS (#goodgenes). To żargon być większym wyzwaniem niż trening do maratonu (pierwszy przebiegłem tej jesieni) – prawda? Zło.
Dałam sobie dwa tygodnie na ćwiczenia i odżywianie się jak modelka Victoria's Secret. Powiem tak: to nie była żadna impreza (dosłownie nie mogłam imprezować) i nadal nie mam tak napiętych i umięśnionych ud jak Adriana Lima. Ale dowiedziałem się co nieco o tym, czego potrzeba, aby uzyskać modelowe ciało (oprócz wygranej na loterii DNA). Przygotuj się więc na zrobienie notatek. Albo śmiać się z szaleństwa tego wszystkiego. A może zrób jedno i drugie.
rzeczy z hMoim guru w tej podróży była Heather Marr. Na Instagramie przechodzi obok @modeltrainermarr i nie bez powodu. Szkoli modele codziennie, przez cały dzień.
Poważnie, będzie pracować z klientami od 4 rano. do północy, ponieważ, jak mówi Heather, modelki mają szalone harmonogramy. Jeśli dziewczyna musi wsiąść do samolotu lecącego do Brisbane o 7 rano, Heather pojawia się w jej domu trzy godziny wcześniej, aby upewnić się, że jej dynamiczne deski i przysiady pistoletowe są na właściwym miejscu (i ukończone). W tym roku Heather, była modelka i kulturystka, przygotowała się Wita Sidorkina I Eniko Michalik na pokaz, choć wśród jej klientów znajdują się dziesiątki innych modelek.
W skrócie jej filozofia fitness jest następująca: „Musisz trenować i jeść, aby uzyskać sylwetkę, o której marzysz. Jedzenie i ćwiczenia razem kształtują ciało, nie są od siebie niezależne. Współpracuję z moimi klientami w obu obszarach, aby pomóc im osiągnąć swoje cele.'
Trenuje także swoich klientów „ze względu na estetykę, a nie atletykę”, dlatego wiele jej ćwiczeń fitness zostało zmodyfikowanych tak, aby naprawdę wyrzeźbić mięśnie brzucha, ud i pośladków, a nie sprawić, że będziesz silniejszy i szybszy. Każdy ma inne cele i nie ma w tym nic złego, a jednym z celów jest chodzenie na pokaz mody Victoria's Secret.
Powiązany: 8 rzeczy, które jedzą zarejestrowani dietetycy podczas podróży
Po raz pierwszy Heather i ja spotkaliśmy się na sesji o 5:30 rano. na siłowni niedaleko mojego mieszkania. Pokazała mi ćwiczenia z przysiadami, plyo i odpowiednio nazwanym deathcrawlem, czyli chodzącą deską. Pod koniec ociekałem potem.Od tego dnia Heather co wieczór wysyłała mi treningi SMS-em lub e-mailem. Zrobię trening następnego ranka i wtedy zdam jej relację. Na przykład pewnego dnia musiałem wykonać trzy serie czegoś, co nazywa się bułgarskim wypadem, trzy serie dygnięć, a następnie trzy serie przysiady pistoletowe (porozmawiaj ze mną na Instagrama jeśli chcesz porozmawiać o tym, jak absurdalnie trudne są przysiady pistoletowe), a następnie kilka depczących ego ćwiczeń plyometrycznych. (Heather lubi wyskoki z wyskoku, przysiady, podskoki i skoki w kształcie gwiazdy.)
biblijne imiona żeńskie
Innego dnia być może będę musiał wspiąć się na młyn schodkowy lub przejść szybkim krokiem z nachyleniem bieżni podniesionym do 14 lub 15. Robiłbym to przez godzinę. Tak, GODZINA. Po przebiegnięciu maratonu byłem przyzwyczajony do długich treningów, ale nie przy takim nachyleniu. Heather wysyłała mi e-maile z takimi treściami, jak „jutro zabijesz mnie na siłowni” lub „ludzie zapłacą, żeby patrzeć, jak ćwiczysz”. Obie wiadomości pomogły!
Ale treningi to tylko połowa sukcesu. Drugą połową był plan żywieniowy.Zanim zaczęliśmy, Heather kazała mi wysłać jej trzydniowy pamiętnik z każdą najmniejszą rzeczą, którą wkładam do ust. Jako redaktor ds. żywności myślałem, że odżywiam się w miarę zdrowo, więc czułem się całkiem dobrze po tym, co jej wysyłałem, ale Heather nie była pod wrażeniem mojej diety, zwłaszcza wszystkich przekąsek carby, które lubiłem, takich jak krakersy z nasionami sezamu i ukąszenia serc konopnych . Miałem też regularną ochotę na moje ulubione słodycze: ciasteczka, czekoladę i lody.
Kilka dni przed rozpoczęciem mojego treningu Heather przysłała mi moją nową biblię jedzenia. (Spoiler, było krótkie.) Każdego ranka jadłem filiżankę białek, 1/3 szklanki płatków owsianych i 1/2 banana. Następnie, kilka godzin później, 1 szklanka odtłuszczonego jogurtu greckiego i szklanka jagód (ja zwykle wybierałam jagody). Obiad składał się ze źródła białka (pierś z kurczaka gotowana bez oleju lub te pyszne małe burgery z indyka i cukinii, które pokochałem) oraz tyle warzyw – np. jarmuż, marchew, pomidory, grzyby – ile chciałeś.
W cenie lunchu znajdowało się także jedno jabłko, gruszka lub brzoskwinia. I powiem Wam, że codziennie delektowałem się tym jabłkiem. Obiad był w zasadzie taki sam jak obiad bez jabłka, ale potem przed snem mogłem zjeść 1/2 szklanki odtłuszczonego twarogu z 1 łyżką masła orzechowego (jedynym składnikiem mogą być orzechy) i 1 łyżką kakao plus środek słodzący, taki jak Splenda lub Stevia. Ten naprawdę przypadł mi do gustu i zaczęłam niecierpliwie wyczekiwać mojego małego musu ze sztucznej czekolady bardziej niż jakiegokolwiek innego posiłku w ciągu dnia.
Nigdy nie byłam głodna, co było dobre, bo nie radzę sobie dobrze z poczuciem pozbawienia. A może spodziewałem się, że będę tak głodny, że miło się zaskoczyłem, gdy przez dwa tygodnie z rzędu nie żyłem z ciągłymi napadami głodu. Trzymanie się ścisłego planu było trudne (oczywiście), ale także w pewnym sensie przyjemne, ponieważ nie wymagało żadnego myślenia o tym, co będę jeść. Podobało mi się również to, że de facto efektem tego było to, że nie MUSIAŁAM myśleć o kaloriach, ponieważ plan zadbał o to za mnie. Tak naprawdę jedynym wyzwaniem w planowaniu było wymyślenie, co zrobić, gdy nie mogę jeść własnego jedzenia.




